Te wydarzenia wstrząsnęły ówczesną Europą. Wielki pakunek na moim biurku skrywa tragizm, jaki zapisał się w pamięci Polaków. Ze łzą w oku czytam kolejne wspomnienia. Świadectwa ludzi, którzy boleśnie zostali dotknięci skutkami katastrofy. Którzy bohatersko walczyli na trudnym polu walki. Którzy doświadczyli tragicznej straty bliskich i przyjaciół. I choć od tamtej pory minęło już tyle lat, to wiem, że wydarzenia z czerwca 1971 roku głęboko zakorzeniły się w młodych wówczas ludziach, a żal i smutek pozostaną z nimi już na zawsze. Ludzi, którzy – jak zatytułował Michał Kobiela swój album wydany w hołdzie ofiarom katastrofy, ich rodzinom i uczestnikom akcji ratowniczo-gaśniczej – „wciąż widzą tamten ogień”.
CISZA PRZED BURZĄ
Był 26 czerwca 1971 roku. Ten dzień zapowiadał się obiecująco – upalna sobota była początkiem wakacji, mieszkańcy Czechowic przeżywali swoje małe i większe radości. Na wieczór zaplanowano wyjście na potańcówki w remizach, niektórzy uczestniczyli w ślubie i weselu przyjaciół. W wielu domach obchodzono przyjęcia z okazji imienin Jana, oglądając w telewizji bezpośrednią transmisję finałowego koncertu gwiazd Festiwalu Piosenki w Opolu. Gdzie indziej pracowano w przydomowych ogródkach lub zasiadano do kolacji po powrocie z pracy. Na obozie wypoczynkowym w Mikuszowicach nieletnie dziewczęta i chłopcy uczyły się do zawodu strażaka. Inni odpoczywali po intensywnych ćwiczeniach przed wojewódzkimi zawodami sportowo-pożarniczymi, które miały się odbyć w Krakowie. Nie mogli przewidzieć, że błogi spokój zostanie wkrótce niespodziewanie zakłócony.
Pobierz PDF: Jak przekonać zarząd do poprawy bezpieczeństwa wybuchowego?
Zdobądź argumenty, poznaj przykłady, wykorzystaj nasze dane do Twojej prezentacji.
- Poznaj przyczyny i skutki wybuchów w różnych branżach.
- Dowiedz się, jak do bezpieczeństwa podchodzą inne firmy oraz jak wygląda proces zabezpieczania instalacji krok po kroku.
- Sprawdź, dlaczego 80% zakładów przemysłowych w Polsce nie spełnia wymagań Dyrektywy ATEX
- Poznaj, dlaczego najdroższe nie zawsze znaczy najlepsze
- A na koniec zdobądź argumenty dla wciąż nieprzekonanych, w zależności od stanowiska, jakie zajmują.
RAFINERIA W CZECHOWICACH-DZIEDZICACH, 1971
W tamtym okresie na południu Polski istniało 5 rafinerii – w Czechowicach-Dziedzicach, Trzebini, Gorlicach-Gliniku, Jaśle oraz Jedliczach. Wedle źródeł w ówczesnym przemyśle rafineryjnym Rafineria w Czechowicach-Dziedzicach była z tych południowych zakładów największa i najnowocześniejsza. Gruntowną rozbudowę i modernizację rafinerii nafty przeprowadzono na początku lat 60. Do przedwojennego zakładu został bowiem dobudowany nowy, wyposażony w ogromne zbiorniki magazynowe ropy. Umożliwiło to dziesięciokrotny wzrost przeróbki ropy (600000 ton na rok). W zakresie technologii, między innymi jeśli chodzi o instalacje do procesów rafinacji, odparowywania i oczyszczania olejów, czechowicka rafineria była na drugim miejscu, tuż za płockim Kombinatem Rafineryjno-Petrochemicznym.
JAK ROZPĘTAŁO SIĘ PIEKŁO
26 czerwca 1971 roku w rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach od wczesnych godzin porannych przetaczano ropę naftową z jednego z czterech zbiorników o numerze 251 na oddział destylacji rurowo-wieżowej. W ten sam dzień z 30 cystern przetaczano ropę do jednego z czterech zbiorników (nr 254). Wieczorem nad miastem przeszła niewielka burza. Gdy wybiła godzina 19:50, na Śląsku rozpętało się prawdziwe piekło.
Wszystko zaczęło się od uderzenia pioruna bezpośrednio w kominek oddechowy znajdujący się na szczycie dachu zbiornika ropy naftowej nr 251 o pojemności 12 500 m3. Był on zlokalizowany w grupie czterech zbiorników o numerach 252, 253, 254. Każdy z nich miał średnicę 33 m i wysokość osi 18,3 m. Łącznie w zbiornikach, które były ustawione w oddzielnych obwałowaniach ziemnych, znajdowało się ponad 31 tys. ton ropy.
Na skutek uderzenia pioruna doszło do zapalenia się par węglowodorów w kominku – płomień przeniósł się do zbiornika nad powierzchnię ropy, zapalił znajdujące się tam pary, w efekcie czego nastąpiło rozerwanie dachu i rozlanie się ropy na powierzchnię tacy zbiornika (dzięki obwałowaniom rozlana ropa nie wypłynęła poza obszar tacy). Gdy wybuchł pożar, w zbiorniku 251 znajdowało się 8850 ton ropy.
NIERÓWNA WALKA
Akcja gaśnicza rozpoczęła się już kwadrans po wybuchu pożaru. Szybko się jednak okazało, że walka z pożarem nie będzie łatwa. W odległości ok. 40 m od zbiorników ropy zlokalizowanych było jeszcze 27 zbiorników ABT (aceton, benzen, toluen) o łącznej pojemności około 8500 m3 oraz zbiorniki z olejami, które były bezpośrednio połączone z innymi urządzeniami i instalacjami produkcyjnymi.
Do gaszenia pożaru przystąpili pracownicy rafineryjnej jednostki straży pożarnej, ochotnicze straże pożarne z Czechowic-Dziedzic i ówczesnego powiatu bielskiego oraz zawodowe straże pożarne z Gliwic, Chorzowa, Zabrza, Krakowa i Katowic. Ponadto do akcji wezwano straże z Oświęcimia, Trzebini, Kędzierzyna, Blachowni Śląskiej i Jasła, które dysponowały ciężkim sprzętem do podawania piany oraz 160 żołnierzy z kadrą zawodową z bielskiego Batalionu Obrony Terytorialnej. Do walki z żywiołem dołączyły również drużyny pożarnicze, które przebywały na zgrupowaniu w Mikuszowicach.
Niesprawna półstała instalacja pianowa, brak instalacji zraszaczowej wodnej, brak napełnienia olejowych zaworów hydraulicznych i wreszcie otwarte włazy kontrolne spowodowały, że strażacy mogli wykorzystać jedynie przywieziony na wozach sprzęt mobilny. Co ważne, zbiornik nr 251 nie posiadał piorunochronu – wedle ówczesnych wymagań, w przypadku, gdy dach zbiornika miał grubość blachy większą niż 4 mm, zbiornika nie wyposażało się w instalację odgromową – uważano, że są one w swoim korpusie „samo chronione”.
W trakcie akcji gaśniczej na tacę zbiornika 251, na której paliła się wysokim płomieniem ropa, podawano pianę oraz zraszano płonące obwałowania. Niestety z powodu wąskich dróg i nierówności terenu, które utrudniały szybkie poruszanie się pojazdów, a także niedogodnego opakowania środka gaśniczego (znajdował się on w 200-kilogramowych beczkach, w których należało wykuwać otwory umożliwiające wprowadzenie zasysaczy), występowały przerwy w podawaniu piany. Trzy pozostałe zbiorniki magazynowe ropy chłodzono w celu uniknięcia ich samozapłonu.
Minęła północ. Około godziny 1:00 na miejscu pracowało 18 sekcji zawodowych oraz 24 sekcje ochotniczych straży pożarnych. Wydawało się, ze pożar ustępuje i że po czynnościach jednostek z ciężkim sprzętem zostanie ugaszony. Niestety, okazało się inaczej.
KILOMETROWY SŁUP OGNIA
W zbiorniku 251 pod płonącą ropą zaczynało wrzeć ponad 150 tys. litrów wody, która znalazła się w nim w wyniku prowadzonej akcji gaśniczej. Po godzinie 1:20 ciecz znajdująca w zbiorniku zaczęła silnie bulgotać, po czym nastąpił gwałtowny wyrzut płonącej ropy na wysokość aż 1000 m i w różnych kierunkach, na odległość nawet 250 m. Kilka sekund później doszło do potężnej eksplozji zbiornika 254, w którym, jak wykazała późniejsza analiza, znajdowało się najmniej ropy, a tym samym najwięcej palnej mieszaniny powietrza z węglowodorami.
„Było już po pierwszej w nocy – w niedzielę 27 czerwca. (…) Płonąca łuna unosiła się w górę z niebywałą szybkością. Ogromna jasność i gorąc sprawiły wrażenie, że lecę jak na skrzydłach nie dotykając ziemi. I tak przebiegłem około 300 m od płonącego zbiornika w dół drogą obok Hali Filtrów i stawu p.poż. w kierunku budynku Straży Pożarnej, przez płot na drogę zewnętrzną – ulicę Barlickiego. Tam się dopiero ocknąłem. Jasność była przerażająco ostra, nie do określenia, ciepło nie do wytrzymania. (…) Na skrzyżowaniu ulic Barlickiego z Prusa napotkałem biegnących w moim kierunku ludzi. Przewracali się. Wydawali nieludzkie jęki, wrzaski, krzyki, płacze, wezwania do Boga i Matki Boskiej. Istny koniec świata.” – napisał Rudolf Myrczek w książce „Przeżycia i wspomnienia. Pracowałem w Rafinerii Nafty w Czechowicach-Dziedzicach w latach 1954-1991”.
Józef Frączek, ówczesny żołnierz służby zasadniczej w jednostce wojskowej w Bielsku-Białej, tak w „Małopolskiej Kronice Beskidzkiej” wspominał eksplozję zbiornika z ropą: „Było kilkanaście minut po pierwszej w nocy, gdy zbiornik zaczął drżeć, a metalowe ściany poczęły nadymać się. W pewnym momencie powietrze rozdarł potworny huk i wszystko zniknęło w olbrzymiej kuli ognia. I wówczas okazało się, co komu było pisane.”
„Ludzie ginęli w ogniu. Zaczęli się ratować, uciekając jak mogli, przez płoty betonowe, przez które nie zdążyli uciec i zginęli na tych płotach. Po prostu spalili się żywcem… Bardzo dużo ludzi zginęło w okrutny sposób – żywcem wpadali do zbiorników.” – czytam we wspomnieniu jednej, nieżyjącej już mieszkanki Czechowic.
Pierwszym reporterem, który pojawił się na miejscu tragicznego pożaru był Tadeusz Patan, dziennikarz „Kroniki Beskidzkiej”. To on wykonał pierwsze zdjęcia, które trafiały potem na łamy polskich oraz zagranicznych gazet i do archiwów. Zdjęcia, które i dzisiaj publikujemy. W swoim wspomnieniu pisał: „Ogień rozlał się szerokim, płonącym morzem. Pochłonął strażackie samochody, strawił zabudowania produkcyjne, stopił instalacje przesyłowe i poskręcał w niewiarygodny sposób stalowe szyby, prowadzące do naftowego disperalu. Okoliczne pola i ogrody zostały zmienione w brunatne, cuchnące pogorzelisko.”
Fala płonącej ropy nie dawała żadnych szans, odcinając drogę ewakuacji. Ludzie uciekali z obłędem w oczach i płonęli jak żywe pochodnie. Po wielu z nich zostały jedynie stopione metalowe elementy ubioru. Na skutek wyrzutu ropy w mgnieniu oka zginęły 33 osoby, a 4 kolejne zmarły później w szpitalach, w ogromnym cierpieniu. Rannych zostało ponad 100 osób.
KONTYNUACJA AKCJI GAŚNICZEJ
Wyrzucona ropa tworzyła płonące strumienie rozlewające się na teren całego zakładu. Istniało ryzyko zapalenia pozostałych zbiorników, czego skutkiem byłaby olbrzymia eksplozja. Zagrożona była instalacja regeneracji oleju ABT, jednak dzięki rozkręceniu kołnierzy na rurociągach pary w pierwszych chwilach pożaru oddział został uratowany. Dobra izolacja termiczna sprawiła, że nie zapaliły się zbiorniki surowca, zlokalizowane w pobliżu drogi oraz zbiorniki surowca na Oddziale Filtrolu i Furfurolu.
Jak pisał Rudolf Myrczek: „W przypadku zapalenia się surowca w tych zbiornikach przy jednoczesnym braku potencjału gaśniczego tak w sprzęcie, środkach pianotwórczych jak i ludziach, pożar przeniósłby się na zbiorniki rozpuszczalnikowe – a wówczas w płomieniach stanęłaby cała Rafineria z nieobliczalnymi skutkami dla miasta Czechowic-Dziedzic.”
Pożar rozprzestrzeniał się jednak w niebywałym tempie, a akcja gaśnicza wydłużała się o kolejne godziny. Ludzie byli krańcowo wyczerpani, ale mimo to nie opuszczali swoich posterunków. Od 27 do 29 czerwca podejmowano działania mające ustalić plan likwidacji pożaru. Zadecydowano o ilości potrzebnych ludzi i środków oraz opracowano plan dalszego przebiegu akcji gaśniczej. Wsparciem była pomoc 13 sekcji z ciężkim sprzętem gaśniczym z Czechosłowacji (prawie 60 strażaków), o którą zwrócono się drogą dyplomatyczną. 29 czerwca o godzinie 15:10 rozpoczęło się ofensywne natarcie na palące się zbiorniki ropy. Zużyto wtedy około 116 ton środków pianotwórczych i około 2000 ton wody. Pożar udało się ugasić około godziny 17:00, czyli po prawie 70 godzinach nieprzerwanej akcji. Zbiorniki tliły się jeszcze do 1 lipca. Dzień później załoga rafinerii rozpoczęła odpompowywanie ropy z tac i zbiorników.
Łącznie w kilkudniowej walce z żywiołem w rafinerii udział wzięło 2610 strażaków z 371 sekcji. Do gaszenia pożaru zużyto około 277 ton środków gaśniczych.
Po kilkudziesięciu godzinach bohaterskiej batalii rozpoczęła się długa i wypełniona trudnym do opisania smutkiem żałoba. Na rodzinach i przyjaciołach osób, które w walce z nieprzejednanym żywiołem straciły życie, wydarzenia z czerwca 1971 roku odcisnęły bolesne piętno. Ci, którzy powrócili po akcji do swych domów jeszcze długo nie mogli dojść do siebie, a na dźwięk syren strażackich wpadali w panikę.
STRATY
Potężny pożar Rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach poniósł za sobą ogromne straty zarówno techniczne, jak i społeczne. Wśród ofiar bezlitosnego żywiołu było 27 pracowników straży pożarnej, 9 żołnierzy Polskiej Armii oraz jeden pracownik cywilny rafinerii. Obraz po pożarze był ponury i przygnębiający – budynki, instalacje produkcyjne oraz infrastruktura rafinerii uległy degradacji. Zdewastowane zbiorniki magazynowe ropy, zdeformowane tory kolejowe, spalony węzeł odbioru ropy czy spalone samochody i sprzęt strażacki – jedno wielkie, zatrważające pogorzelisko. Straż pożarna straciła w pożarze łącznie 22 wozy strażackie, 15 motopomp oraz 11 000 węży gaśniczych. Znajdujące się nieopodal gospodarstwa również odczuły skalę pożaru. Łączny koszt szkód oszacowano wtedy na ponad 65 mln polskich złotych.
ANALIZA PRZYCZYN KATASTROFY – BEZPIECZEŃSTWO POŻAROWE W ÓWCZESNEJ RAFINERII
Zabezpieczenie przeciwpożarowe instalacji i parków zbiorników oraz wyposażenie zakładowych jednostek straży pożarnej w całym ówczesnym polskim przemyśle rafineryjnym było podobne – bazowało ono na wiedzy płynącej z awarii i pożarów i nie odbiegało od standardów, jakie panowały w krajowym przemyśle rafineryjnym i chemicznym. Stan zabezpieczeń przeciwpożarowych w rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach określano jednak na poziomie „prowincjonalnej manufaktury”.
Pożar z 26 czerwca 1971 roku był trzecim z kolei, który miał miejsce w czechowickiej rafinerii. Kilka miesięcy wcześniej, w styczniu, doszło do pożaru ośmiometrowej wieży destylacyjnej, który udało się ugasić własnymi siłami. Wedle źródeł zbiorniki magazynowe ropy posiadały najnowocześniejsze na tamten czas instalacje gaśnicze, ale jak wykazały badania, które przeprowadzono w kwietniu (wg innych źródeł w maju) 1971 roku, były one niesprawne i należało je przebudować. Do tego jednak nie doszło. Instalacje do zewnętrznego chłodzenia ścian czy półstałe urządzenia pianowe pełniły wyłącznie funkcje dekoracyjne – nigdy nie podpisano protokołów ich odbioru. Kolejny pożar miał miejsce na początku czerwca 1971 roku – paliło się wtedy 27 cystern pod nalewakiem w sąsiedztwie zbiorników z benzyną. I tym razem udało się szczęśliwie ugasić ogień.
Po pożarze usiłowano znaleźć winnych katastrofy. Przesłuchano wielu świadków, w całym kraju szukano ludzi odpowiedzialnych za budowę zbiorników na ropę. Sprawa została jednak umorzona na skutek nieudowodnienia przestępstwa. W grudniu 1971 roku komenda straży pożarnej opracowała specjalny raport w sprawie przyczyn, przebiegu i skutków pożaru.
Na podstawie wielu analiz i dokumentacji najważniejsze wnioski można zawrzeć w kolejnych punktach:
- W analizach pojawiały się dwie wersje bezpośredniej przyczyny pożaru. Według pierwszej uderzenie piorunu spowodowało zapłon gazów otaczających zbiornik, a następnie ogień przeniósł się poprzez nieszczelności do wnętrza zbiornika. W drugiej – najbardziej prawdopodobnej – piorun uderzył bezpośrednio w kominek oddechowy zbiornika, co spowodowało pęknięcie dachu zbiornika i zapłon mieszaniny palnych gazów, które znajdowały się w jego wnętrzu. Za drugą wersją przemawia fakt, że na początku akcji gaśniczej zauważono, że zbiornik 251 jest niższy od pozostałych, co wskazywało na zapadnięcie się jego górnej konstrukcji na skutek uszkodzenia dachu.
- Odstępstwa instalacji ropy naftowej od projektu (między innymi niekompletna półinstalacja pianowa, niecałkowite wypełnienie zaworów hydraulicznych olejem, zasuwy żeliwne zamykane na dachu zamontowane w miejscu zamknięć awaryjnych od wewnątrz, deformacje zbiorników przekraczające dopuszczalne normy).
- Przestarzała konstrukcja zbiorników bez odpowiedniego systemu odgazowującego (co w miarę ubywania ropy ze zbiorników powodowało unoszenie się niebezpiecznej mieszaniny węglowodorów i powietrza nad powierzchnią cieczy).
- Zły stan instalacji gaśniczej – brak naprawy wykrytych wcześniej usterek oraz brak wodnej instalacji zraszaczowej (nie była ona uwzględniona w projekcie).
- Brak instalacji odgromowej wynikający z wymogów dotyczących zabezpieczania dachów zbiorników do magazynowania ropy poprzez piorunochrony – warto w tym miejscu zaznaczyć, że każdy ze zbiorników był uziemiony za pomocą taśm, które były podłączone do uziomu otokowego. Nie dotyczyło to jednak kominków oddechowych znajdujących się na dachach zbiorników, wokół których gromadziła się palna mieszanina węglowodorów i powietrza.
- Jeden rurociąg do napełniania/opróżniania zbiornika wspólny dla dwóch zbiorników magazynowych – zagrożenie w przypadku pożaru (przy otwartych zasuwach ropa wypływała z dwóch zbiorników jednocześnie). Rurociąg prowadzony w rurach ochronnych uszczelnionych na końcach asfaltem.
- Braki w planach ochrony przeciwpożarowej zakładu (między innymi brak ćwiczeń służb zakładowej straży pożarnej i pracowników rafinerii, braki w założeniach logistycznych planu obrony, zła kalkulacja rzeczywistego czasu wyrzutu ropy – nie uwzględniono faktu wycieku ropy ze zbiorników, który przyspieszył moment wyrzutu).
- Niedobór sił i środków – do czasu pożaru zakładowa jednostka straży pożarnej dysponowała tylko jednym ciężkim samochodem gaśniczym i 3 mniejszymi – po tragicznym pożarze wyposażenie powiększono do 7 ciężkich samochodów, z których aż 6 było o pojemności dwu-, trzy-, a nawet czterokrotnie większej niż ten, którym dysponowali na czas pożaru.
- Po katastrofie kwestionowano słuszność stosowania podczas akcji gaśniczej motopomp o wydajności 800 l/min, które były wtedy dostępne na rynku, zamiast takich o wydajności 2000 lub 3000 l/min – po pożarze zalecono wstrzymanie produkcji pomp o niższej wydajności na rzecz sprawniejszych motopomp.
Tragiczny pożar przesunął o kilka generacji strukturę i organizację ochrony przeciwpożarowej w kraju. Po tragicznych wydarzeniach z czerwca 1971 roku opublikowano nowe uregulowania prawne i przepisy związane z ochroną przeciwpożarową, których dotychczas nie było. Ukazywały się kolejne dokumenty państwowe regulujące sposoby zabezpieczania instalacji rafineryjnych i przemysłowych, między innymi „Wytyczne budowy i eksploatacji urządzeń piorunochronnych w obiektach niebezpiecznych pożarowo i zagrożonych wybuchem”, „Tymczasowe wytyczne zabezpieczenia przeciwpożarowego zakładów rafinerii nafty i petrochemicznych” czy „Wytyczne zagrożenia wybuchem (…)”.
Według wielu analiz, przy rozbudowanym wyposażeniu jednostek straży pożarnej oraz usprawnionej taktyce i organizacji, w dużym stopniu dałoby się ograniczyć skutki pożaru.
ODBUDOWA RAFINERII
Pożar w rafinerii ogromnie wstrząsnął całą Polską, a przede wszystkim branżą rafineryjną. Po wydarzeniach z czerwca 1971 roku nastąpił ciężki, wielomiesięczny czas odbudowy. Na ten okres na stanowisko dyrektora Rafinerii powołano mgr. inż. Zbigniewa Balika. Rozpoczęła się „Akcja Czechowice”.
Zakres rzeczowy odbudowy podzielony był na dwa zadania – odbudowę obiektów na terenie rafinerii wraz z poprawą poziomu bezpieczeństwa przeciwpożarowego oraz budowę parku zbiorników do magazynowania ropy w nowej lokalizacji. Terminy zakończenia tych działań były nadzwyczajnie krótkie: „Decyzja Prezydium Rządu nr 100/71 ustaliła następujące terminy zakończenia robót: odbudowa obiektów na terenie Rafinerii – do 30.08.1971 roku, budowa parku zbiorników do magazynowania ropy w nowej lokalizacji z pełną infrastrukturą – do 28.11.1971 roku. Prezydium Rządu (…) określiło specjalny tryb projektowania, nowe zasady finansowania i rozliczeń robót budowlano-montażowych, priorytetowe warunki dostaw materiałów i urządzeń.” – pisał we wspomnieniu odbudowy ówczesny dyrektor rafinerii.
W opracowaniach projektowych udział brały biura projektowe Bipronaft w Krakowie oraz Naftoprojekt w Warszawie, ze wsparciem specjalistycznych zespołów z całego kraju. „(…) wszyscy uczestnicy procesu odbudowy Rafinerii podchodzili do wykonywania swoich obowiązków z ogromnym zaangażowaniem. (…) Cykl odbudowy spalonych obiektów wraz z ich modernizacją, poprawą stanu bezpieczeństwa przeciwpożarowego, przy określonym programie rzeczowym, w normalnych warunkach przygotowania i realizacji inwestycji wymagałby okresu od 1,5 roku do 2 lat.” – podkreślał.
Odbudowę na terenie rafinerii realizowało P.P. Naftobudowa (będące generalnym wykonawcą) oraz kilkunastu podwykonawców. Setki robotników, prace wykonywane często przez całą dobę oraz solidarna mobilizacja. „W sierpniu Zespół Koordynacyjny nr 1 całym swym potencjałem wykonawczym koncentrował roboty na stacji odbioru ropy i ekspedycji paliw. W skład tych obiektów wchodziły: główny kolektor odbioru ropy, tory kolejowe, stacja napełniania cystern paliwa. Usuwano zniszczone pożarem zbiorniki, wykonywano system instalacji i zabezpieczeń przeciwpożarowych.”
Realizacja pierwszego etapu, tj. oddanie do eksploatacji węzła wraz z systemem rurociągów i centralną pompownią, zakończyła się 15 września 1971 roku. Kolejne dwa miesiące były czasem realizacji drugiego etapu prac związanych z zabezpieczeniami przeciwpożarowymi. Równolegle Zespół Koordynacyjny nr 2 prowadził poza terenem rafinerii budowę nowego parku zbiorników do magazynowania ropy o łącznej pojemności 96 tys. m3 (3 zbiorniki po 32 tys. m3). Generalnymi wykonawcami tych prac były przedsiębiorstwa Mostostalu z Zabrza, Płocka oraz Będzina. Zbiorniki zbudowano w rekordowym czasie – 43, 50 oraz 66 dni. Inwestycja została zakończona sukcesem.
Dnia 27 listopada 1971 roku miało miejsce uroczyste zakończenie odbudowy rafinerii. „Było to dzieło zespołów ludzkich, zrealizowane w nieznanym dotychczas tempie.” – wspomina mgr inż. Zbigniew Balik.
PO LATACH – W HOŁDZIE OFIAROM KATASTROFY, ICH RODZINOM I UCZESTNIKOM AKCJI RATOWNICZO-GAŚNICZEJ
Tragedia, do jakiej pół wieku temu w czechowickiej rafinerii, wryła się w pamięć mieszkańców i pozostała z nimi na zawsze. Michał Kobiela z Kaniowa, mając wtedy 14 lat, w oknie swego domu obserwował pożar, wyczekując z biciem serca na ojca, który długo nie wracał do domu z rafinerii, gdzie pracował. Prosił Boga o to, by piekielny ogień nie odebrał mu taty już na zawsze. – Wymodliłem powrót ojca, ale nie byłem w stanie modlitwą uratować wszystkich – wspomina dzisiaj. – Wtedy postanowiłem, że nikomu nie pozwolę zapomnieć o tych, którzy zginęli w tamtych dniach.
Michał Kobiela, obecnie pracownik spółki POLWAX – Parafiny przemysłowe na terenie dawnej rafinerii, postanowił po latach dotrzeć do setek świadków tragicznego pożaru, dzięki którym – po wieloletniej pracy nad materiałami oraz pokonaniu szeregu przeciwności – stworzył wydany w 2013 roku album „Tym, którzy odeszli…”.
Jak pisze sam Michał Kobiela: „Umieszczone w nim opisy dramatycznych zdarzeń, relacje osób, uzupełnione unikalnymi zdjęciami, kopiami dokumentów i wycinków prasowych, stanowią wstrząsające świadectwo tego, co się wówczas wydarzyło. Przypominają ludzi, którzy zginęli w najtragiczniejszym w naszej historii pożarze. (…) Równolegle z pracą nad wydawnictwem przygotowywano wystawy i spotkania ukazujące tragedię jaka rozegrała się w czerwcu 1971 roku. (…) Niektórzy młodzi ludzie, oglądając wystawę po raz pierwszy usłyszeli o dramacie, który rozegrał się w rafinerii.”
W 2017 roku ukazał się drugi tom albumu zatytułowany „Wciąż widzą tamten ogień”.
Tekst: Beata Godawa. Artykuł powstał na bazie udostępnionych przez Pana Michała Kobielę, dzisiejszego pracownika spółki POLWAX – Parafiny przemysłowe na terenie dawnej rafinerii, autora dwóch albumów poświęconych pamięci ofiar pożaru w Rafinerii Czechowice-Dziedzice, materiałów (gromadzonych przez lata notatek służbowych, zapisków wspomnień, dokumentów, publikacji oraz zdjęć).